Tytuł: Call The Midwife: A True Story Of The East End In The 1950s
Autor: Jennifer Worth
Wydawnictwo: Phoenix
Data wydania: 06 marca 2008
Call the Midwife autorstwa Jennifer Worth robi obecnie furorę w Wielkiej Brytanii za sprawą mini serialu BBC nakręconego na podstawie książki. Ja sama również sięgnęłam po nią właśnie po obejrzeniu pierwszego odcinka i zarówno książka, jak i serial zawładnęły mną totalnie na kilkanaście dni. Zaledwie kilkanaście, bo książka była rewelacyjna i czytało się ją z prawdziwą przyjemnością, a jaka wiadomo, wszystko co dobre szybko się kończy.
Nie przypuszczałam, że literatura z pogranicza faktu tak bardzo przypadnie mi do gustu. Nie jest to typowe czytadło, z romansem w tle i zdecydowanym happy endem. Jest to bardziej kronika z lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, opisująca codzienne życie biednych ludzi mieszkających w jednej z najpodlejszych w tamtych czasach dzielnicy Londynu. Kronika pisana trochę stronniczo, bo wydarzenia w książce opisywane są przez młodą położną, która wychowywała się w zupełnie innych warunkach. Jak autorka sama przyznaje, nie spodziewała się, że ludzie mogą żyć w takich warunkach, gdzie brud, bieda, ciasnota są na porządku dziennym. Ludzie z londyńskich doków, nie tylko przywykli do takiego życia, oni zwyczajnie nie znają innego. Mężczyźni ciężko pracują fizycznie, kobiety na ogół zajmują się domem i dziećmi. A dzieci zazwyczaj cała gromadka, ściśnięta w maleńkich domach i mieszkaniach, raczej nie może cieszyć się spokojnym, beztroskim dzieciństwem. Od najmłodszych lat, każdy ma swoje obowiązki – a to pomaganie w domu, a to opieka nad młodszym rodzeństwem, a nawet praca na pełną zmianę w przypadku nastolatków. Wydawać by się mogło, że ci ludzie musieli być bardzo nieszczęśliwi. Ale to nie prawda. Żyło się im ciężko, ale dawali sobie radę. Poza tym poczucie przynależności do pewnej społeczności było niesamowicie silne, dodatkowo potęgowane przez odmianę slangową języka angielskiego - cockney, zrozumiałą tylko dla ludzi, którzy wychowali się w na londyńskim East Endzie.
W tym wszystkim grupa sióstr i pielęgniarek położnych, które swoją codzienną pracą służyły tej społeczności. Bezwzględny szacunek i posłuch, nawet od największych zakapiorów w dzielnicy. Cud narodzin, a jednak zwykła codzienność – bo nie można zapominać, ze zarówno prezerwatywy, jak i pigułki antykoncepcyjne nie były wtedy w powszechnym użyciu. Wszystko to składa się na niesamowitą książkę, jedną z tych, które pamięta się bardzo długo – dla mnie tym ważniejszą, że opisującą tę część Londynu, w której zamieszkałam zaraz po przyjeździe do UK. Oczywiście Docklands lat 50. ubiegłego wieku i Docklands teraz to zupełnie dwa różne miejsca, ale czytanie o tych okolicach, które dobrze znam, o ulicach, którymi spacerowałam niemal każdego dnia wywołało dodatkowe wzruszenie. Polecam gorąco – i książkę i serial. 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz