Nie, nie będę pisać o żadnych facetach (lub babeczkach, żeby nie zostać posądzoną o seksizm), którzy ruchają wszystko co się rusza i nie ucieka na drzewo, a nawet jeśli ucieka, to ściągają z drzewa przy pomocy grabek. Nazwę wieczyste ruchadło dla określenia perpetuum mobile zapożyczyłam od Andrzeja Sapkowskiego, który wybitnie rozśmieszył mnie tą starodawną polszczyzną, tym bardziej, że jakby na to nie patrzeć łacińskie perpetuum mobile w dokładnym tłumaczeniu znaczy wiecznie ruchome.
Ludzie niemal od zawsze dążyli do stworzenia cudownej maszyny, która będzie poruszała się lub wytwarzała energię bez żadnej pomocy z zewnątrz. Niestety na obecnym etapie rozwoju nauki i techniki skonstruowanie perpetuum mobile to zadanie z pogranicza fantazji, z tej prostej przyczyny, że urządzenie, które wytwarzałoby energię z niczego zaprzecza podstawowym prawom fizyki. Co nie zmienia faktu, że wielu konstruktorów-amatórw próbowało i na pewno wielu jeszcze będzie próbować.
Wyjątkowe zainteresowanie zbudowaniem perpetuum mobile przypadło na XVI i XVII wiek. Sam Leonardo da Vinci, jeden z najwybitniejszych umysłów epoki renesansu, również był jednym z tych, którzy rozmyślali nad stworzeniem maszyny, która raz wprawiona w ruch, działałaby w nieskończoność. Biedny Leonardo nie wpadł na genialny w swej prostocie pomysł – przywiązania kromki chleba posmarowanej masłem do grzbietu kota (masłem do góry rzecz jasna), który to wynalazek działający w myśl przecież wszystkim doskonale znanych zasad, że kot zawsze spada na cztery łapy, a chleb masłem do ziemi jest wręcz idealnym perpetuum mobile.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz