Jesień, jesień panie tego… Ostatni dzień października, dzieciaki przebrane w straszne stroje co chwilę pukają do drzwi w oczekiwaniu na treats, a ja pod kocem i z ciepłą herbatą w kubku słucham bluesa i wsączam w siebie w melancholię.
Samhain, czyli dzień gasnącego słońca to pogańskie święto będące pierwowzorem Halloween (All Hallow’s Eve), czyli wigilii Dnia Wszystkich Świętych. Według ludów celtyckich ostatni dzień października stanowił zakończenie lata i jednocześnie był ostatnim dniem w roku. W końcu października wszystkie zbiory były już zakończone, a przyroda zaczynała powoli zamierać na zimę. Wierzono, że początek jesieni to sprzyjający czas dla kostuchy, bo obumierające rośliny sprawiają, że granica pomiędzy światem żywym i umarłym robi się bardzo cienka. Samo samhain czczone było jako szczególny dzień w roku, kiedy świat materialny otwierał się niemal całkowicie na świat duchowy. Łatwo można było zostać opętanym, gdyż dusze zmarłych wracały na ziemię i szukały miejsca, gdzie mogłyby zamieszkać na kolejny rok. Ludzie przebierali się więc za śmierć lub umarłych, aby upodobnić się do krążących wokół dusz i zmylić je przed wniknięciem do nowego ciała. W pobliżu każdego domostwa palono też dwa ogniska, gdyż wierzono, że przejście pomiędzy płomieniami ognia jest oczyszczające dla domowników.
Co ciekawe amerykański zwyczaj obchodzenia Halloween zrodził się dopiero na początku XIX w., kiedy fala imigrantów z Iralndii przkazała Amerykanom swoje zwyczaje Samhaim (Irlandczycy w tym czasie od około czternastu stuleci byli już chrześcijanami). Polska – kraj tysiącletniej tradycji chrześcijańskiej właśnie adoptuje Halloween, co w przypadku dość posępnego świętowania Dnia Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznych może stać się miłym - przynajmniej dla dzieci, akcentem tego niezbyt wesołego czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz