Zupełnie niespodziewanie kupiłam dzisiaj płytę Believe Jaia McDowall, ubiegłorocznego zwycięzcy brytyjskiej edycji X-factor. Niespodziewanie, bo choć występ Jaia w tym programie przyprawił mnie o dreszcze i szybsze bicie serca (nie tylko przez jego cudny głos, ale również urodę – koleś jest absolutnie w moim typie) , to zupełnie umknęło mi, że wydał płytę. Data premiery przypadała na 12/12/2011, więc świetny moment – tuż przed świętami, kiedy ogólnie wszyscy tylko kupujemy, kupujemy i kupujemy. Niestety, niecały miesiąc później, płyta Believe z promocyjną ceną £4,99 (zamiast pierwotnej £9,99) zalega na najniższej półce hipermarketu. Dlaczego?
Cena mnie skusiła, więc zaraz po wyjściu ze sklepu, włożyłam CD do samochodowego odtwarzacza i… Nie, nie umarłam. Jai ma piękny, mocny głos, ale na płycie brzmi nieco płasko. Tak, jakby nie wykorzystał w 100% swoich możliwości. Może więc dlatego album ten przeszedł raczej bez echa i absolutnie nie miał szans ze świąteczną płytą Michasia Bąbelka? A przecież z założenia Believe powinno być hitem. McDowall zamiast własnych kompozycji, wykorzystał wielkie przeboje rockowe, m.in. With Or Without You (U2), Bring Me To Life (Evanescence), czy Boulevard Of Broken Dreams (Green Day). Odtwarza je w naprawdę ujmujący sposób, ale według mnie całości brakuje jakiejś iskierki. Zamiast wiązanki genialnych utworów o mocy 10 x power play, mamy typową składankę pościelówek. Niemniej też lubię, więc summa summarum płyta jest inna niż się spodziewałam, ale zdecydowanie jestem tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz