Tytuł: Miasto ślepców
Autor: José de Sousa Saramago
Wydawnictwo: Rebis Dom Wydawniczy
Data wydania: 25 marca 2009 (pl)
W tym tygodniu zabrałam sie za nieco poważniejszą pozycję, a dokładniej Miasto Ślepców portugalskiego pisarza José de Sousa Saramago. Powieść została wydana w 1998 roku, tym samym, w którym Saramago otrzymał literacką Nagrodę Nobla. W Polsce naprawdę głośno o jego prozie zrobiło się w 2008 r., kiedy do kin weszła hollywoodzka ekranizacja Miasta ślepców w reżyserii Fernando Meirellesa i ze znakomitą obsadą w głównych rolach: Julianne Moore, Mark Ruffalo, Dany Glover i Gael Garcia Bernal.
Miasto ślepców to bliżej nieokreślone miejsce, gdzie nagle i zupełnie bez żadnej przyczyny ludzie zaczynają tracić wzrok. Nie giną w mrokach ciemności, ale ich oczy zalewa olśniewająca biel. Biała choroba nie oszczędza nikogo, z wyjątkiem jednej osoby – żony lekarza okulisty (w filmie odtwórczynią tej roli jest rewelacyjna Julianne Moore). Kobieta z przerażeniem dowiaduje się pewnego poranka, że jej mąż został zarażony ślepotą od jednego ze swoich pacjentów. Jako wierna i kochająca żona postanawia trwać przy mężu, kiedy ten zostaje zamknięty z innymi ślepcami w starym szpitalu psychiatrycznym w ramach kwarantanny. Szpital, w miarę rozprzestrzeniania się choroby zapełniał się coraz bardziej niewidomymi ludźmi, aż do momentu, kiedy jest ich więcej niż dostępnych łóżek i pożywienia. Szpital zamienia się w swoistego rodzaju dżunglę, w której każdy za wszelką cenę stara się przetrwać. I jak się okazuje, jest to cena niezwykle wysoka – nie tylko w postaci złotych pierścionków i zegarków, ale przede wszystkiej własnej godności i moralności.
Społeczeństwo przedstawione w książce jest alegorią państwa totalitarnego, a sama biała choroba to przymykanie oczu na sprawy, które powinny ludzi obchodzić, ale z wygody lub ze strachu stają się dla nich niewidoczne. Nie wymyśliłam tego sama, ale przeczytałam w jakiejś recenzji i obawiam się, że młodszy czytelnik nie wychwyci tych niuansów. Bo ja, pomimo, że urodzona jeszcze w polskim komunizmie, już tego nie wychwyciłam. Wprawdzie nie ma nic nowego w takim zamaskowanym przedstawianiu historii, bo przecież ten sam zabieg w swoich książkach zastosował choćby Alber Camus w Dżumie, ale Saramago dodał do tego zupełną bezimienność bohaterów. Jest lekarz i żona lekarza, pierwszy ślepiec i żona pierwszego ślepca, zezowaty chłopiec, dziewczyna w ciemnych okularach i mężczyzna z przepaską na oku.Dzięki temu, z jednej strony bohaterowie książki to zawsze oni, ci inni, którzy dopuszczają się tak okropnych zachowań. Z drugiej jednak – brak imienia pozwala czytelnikowi łatwiej utożsamić daną postać fikcyjną z realnymi osobami ze swojego otoczenia. Może nawet z sobą samym…
Wszystko zależy od punktu widzenia, choć w tym przypadku raczej nie-widzenia. Na pewno jednak książka skłania do refleksji na temat tego, jak każdy z nas zachowałby się w podobnej sytuacji. Autorowi w doskonały sposób udało się pokazać, jak mam, ludziom, niewiele brakuje do zezwierzęcenia, a wszelkie normy moralne i kulturowe są kruchym, bo sztucznym tworem gotowym runąć niemal w każdym momencie. Epidemia białej choroby, która dotknęła 90% ludzi, doprowadziła do katastrowy społecznej w każdym jej aspekcie. Walcząc o przeżycie, ludzie robili takie rzeczy, które w innych warunkach byłyby niedopuszczalne. Choroba rozgrzeszała ich ze wszystkiego – kradzieży, gwałtów, zabijania, nie mówiąc już o najzwyklejszym zachowywaniu codziennej higieny, czy kultury zachowania względem innych. José Saramago w opisie postaci zmagających się ze ślepota był obrzydliwy w swojej dosłowności. Ktoś stwierdził, że książka śmierdzi – niemal przez cały czas czytelnik bombardowany jest opisami psującego się jedzenia, śmieci, brudu i walających się wszędzie ekskrementów oraz gnijących na ulicach zwłok ludzi i zwierząt. Jak mniemam, ta szczegółowość w opisie warunków, w jakich przyszło niewidomym egzystować, tylko uwypukla obraz tego, jak nisko upadli. Pytanie, które zadaje autor jest proste: czy Ty sam widzisz, w jakim gównie żyjesz?...7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz