wtorek, 30 czerwca 2009

Geldvermehrung

Jako początkujący foreksowiec, który zalicza finansowe wzloty i upadki (częściej) niemal z nabożną czcią przyjmuję wszelkie rozmnożenie pieniędzy na koncie. Naiwnie myślałam, że decyzje, które podejmuję mają z tym coś wspólnego… Jednak niemiecka firma Bontrust - Finance uświadomiła mi, że jednak nie. Wygląda na to, że moje złotówki często cierpią na migrenę. Albo globusa*.



* jak Emilia Korczyńska z Nad Niemnem

sobota, 20 czerwca 2009

"Władca Pierścieni" w TVN (to była reklama...)


Filmową trylogię Władcy Pierścieni Petera Jacksona ubóstwiam. Całość oglądałam kilka razy, łącznie z wydłużoną wersją reżyserską, a nawet jeszcze studenciem będąc wybrałam się do kina na nocny maraton filmowy tejże trylogii. Sama. I było bosko.

W tym miesiącu TVN uraczyło swoich widzów kolejnymi częściami Władcy Pierścieni i nie ma w tym nic wyjątkowego, bo wszakże to już nie pierwszy raz, gdy możemy oglądać w tv szpiczaste uszy boskiego Legolasa i owłosione stopy mniej boskiego Froda. Wyjątkowe natomiast są reklamy, przygotowane przez TVN jako „przypominajki”.

Drużyna Pierścienia



Dwie Wieże



Powrót Króla



Nie wiem, kto jest autorem tych reklam, ale wykazał się prawdziwą pomysłowością i poczuciem humoru. Lekko przewrotnym, bo czy mi się tylko wydaje, czy ta ostatnia jest o lekkim zabarwieniu gejowsko-erotycznym?

poniedziałek, 15 czerwca 2009

热带果王-榴莲


Durian - śmierdzący król owoców

Chyba żaden inny owoc nie wzbudza tylu sprzecznych uczuć co durian. Opakowany w grubą, kolczastą skórę kryje wnętrze pełne niespodzianek. Ponoć ludzie, którzy mieli okazję z nim obcować dzielą się na tych, którzy go kochają i na tych, co nienawidzą.
Owoc pochodzi z Indonezji, ale obecnie uprawiany jest w wielu krajach azjatyckich. Co ciekawe – jego smak w dużej mierze zależy od tego, gdzie wyrósł. Najsmaczniejszy durian uprawiany jest w Malezji i to właśnie jego odmiana uważana jest za króla owoców.

Podróżniczka i dziennikarka Beata Pawlikowska tak opisuje ten owoc: Opakowany w twardą, kolczasta skorupę. W środku - potwornie śmierdzący, jak zgniłe mięso połączone ze starym spleśniałym serem. Ale w smaku - bajeczny, śmietankowo-orzechowy, delikatnie kremowy...

Jedzenie duriana niektórzy porównują do kosztowania ambrozji w toalecie miejskiej i pewnie jest w tym sporo racji, skoro wnoszenie i spożywanie duriana w miejscach publicznych jest zabronione. Duriany sprzedawane są na targach miejskich i najczęściej od razu na miejscu zjadane, żeby ich okropny zapach nie mógł przylepić się do ubrania, włosów i wszystkich innych możliwych rzeczy w około.

Jednym z najbardziej znanych „durianów” na świecie jest mieszczące się w Singapurze Esplanade - Theatres on the Bay. Otwarte w październik 2002 roku centrum kulturalne – będące halą koncertową, centrum konferencyjnym i galerią sztuki jednocześnie – swoim kształtem przypomina przeciętego na pół ogromnego duriana, a sami Singapurczycy nazywają go Singapore Durian Convention Center.

czwartek, 11 czerwca 2009

Twilight & New Moon

Będąc w Polsce nie uległam wszechobecnej mani zaczytywania się w książkach Stephenie Meyer, jak również nie wpadłam w histerię po obejrzeniu Zmierzchu – ekranizacji pierwszej części sagi. Przyznam się, że całą serię traktowałam jak ubajkowioną odmianę literatury młodzieżowej, coś w sam raz dla nastoletnich dziewczątek będących fankami Hannah Montana itp. Dlatego też w księgarni półkę z sagą Twilight ominęłam szerokim łukiem, a do kina zwyczajnie nie poszłam. Kilka tygodni później wyjechałam…

Na miejscu postanowiłam spożytkować nadmiar wolnego czasu na poprawę języka – jednym słowem trochę z nudów zaczęłam czytać książki po angielsku. Niestety domowa biblioteczka nie mogła zaoferować mi nic ciekawego, więc z radością wybrałam się do księgarni. Uwielbiam księgarnie za ich cudowny zapach papieru i tuszu. Mogę godzinami myszkować między półkami, zachwycając się kolorami okładek, gładkością kartek. Wybrać jedną książkę i zatopić się w zupełnie innym świecie choć na kilka minut. Tak było i tym razem, choć poza klasyką literatury rozpoznawałam tylko niewielką część nazwisk autorów, w tym Stephenie Meyer. Wiedziałam, że jej książki będzie się czytało lekko, łatwo i przyjemnie. Skromne fundusze nie pozwalały zaszaleć, ale traf chciał, że księgarnia oferowała promocję trzy książki w cenie dwóch. Tym sposobem stałam się szczęśliwą posiadaczką trzech części sagi.


Z lekkim zażenowaniem muszę przyznać, że wpadłam w świat Belli Swan i Edwarda Cullena jak śliwka w kompot. Znajomość, a raczej niewystarczająca znajomość języka angielskiego nie pozwoliła mi stwierdzić, czy mam do czynienia z dobrą literaturą czy raczej z grafomanią, o jaka nieraz oskarżano panią Meyer. Fakt, że książka jest przesłodzona do granic możliwości, niemniej ma swój urok, a mnie pozwoliła poczuć się jakbym miała 14 lat.

Naturalnym krokiem dalej był zakup DVD z filmem. I przyznam się, że nie było to dobre posunięcie. Co tu dużo mówić – fajna historia z fantastyczną możliwością przedstawienia jej w postaci obrazów została mega spartolona. Gdybym nie czytała książki, nie wiedziałabym dlaczego postacie podejmują takie a nie inne decyzje, dlaczego Bella po zaledwie kilku rozmowach z Edwardem wie, że jest w nim zakochana, a Edward zachowuje się jak pies ze schizofrenią – jednego dnia warczy na nią bez powodu, a drugiego z maślanymi oczami nie odstępuje jej na krok i łasi się do nogi. Poza tym trochę drewniana gra aktorska – zwłaszcza odtwórczyni roli Belli - młodziutkiej Kristen Stewart, mydłkowaty Robert Pattinson, który z boskiego książkowego Edwarda zrobił niedojdę, a na koniec kilka wyłapanych błędów technicznych składa się na gniot filmowy. Który obejrzałam już cztery razy…

Obecnie czytam ostatnią część sagi i z niecierpliwością czekam na ekranizację Księżyca w nowiu, która ma pojawić się w kinach w listopadzie. Wiem, że reżyserują ją ktoś inny, co pozwala mieć cichą nadzieję, że filmowa druga część sagi będzie lepsza niż pierwsza.