sobota, 29 grudnia 2012

4.


No, no. Kto by pomyślał, że dotrwamy do tej daty... Wprawdzie blog nie wygląda tak, jak bym chciała i wiem, że jako czterolatek jest zaniedbanym dzieckiem, ale powolutku idziemy do przodu, rozwijamy się i ciągle poszukujemy nowych inspiracji! Czego i sobie i Wam wszystkim życzę!

sobota, 15 grudnia 2012

The Hobbit: An Unexpected Journey


Kocham Martina Freemana od momentu, kiedy zobaczyłam go w Love Actually, a później  w Nativity! i serialu BBC Sherlock. Wiadomość, że aktor wcielił się również w postać Bilbo Bagginsa w nowej trylogii Petera Jacksona podziałała na mnie elektryzująco. Nie dość, że seria Władca Pierścieni, to jedna z moich ulubionych (tych co, to można oglądać na okrągło, a nawet wybrać się na nocny maraton filmów w wersji reżyserskiej), to jeszcze w jej kontynuacji (choć gwoli ścisłości, to nie jest kontynuacja, bo wydarzenia z Hobbia poprzedzają historie przedstawione we Władcy Pierścieni), na którą reżyser kazał nam czekać 12 lat, pojawia się jeden z moich ulubionych aktorów w roli głównej. Bajka! Podekscytowana zakupiłam bilety na poranny sobotni seans w 3D do kina Imax (a, co mam sobie na hobbicie żałować) i pełna entuzjazmu zasiadłam w fotelu w oczekiwaniu na 169-minutową ucztę dla ducha. Nie przejmowałam się kiepskimi ocenami filmu, a także raczej mało zachęcającymi recenzjami krytyków. Choć muszę przyznać, że zastanawiało mnie, co takiego scenarzysta wraz z reżyserem wycisnęli ze 120 stron powieści (książka Hobbit ma około 350 stron), że powstał blisko 3-godzinny film.

Odpowiedź jest prosta. Do maksimum wykorzystano wszelkie bitwy, pogonie, uczty, spotkania... Sceny, które normalnie zostałyby okrojone i być może pokazane jako dodatek na dvd, w tym przypadku w całości znalazły się w wersji ostatecznej i ... zepsuły film . Głównie dlatego, że akcja posuwa się niezwykle wolno. Nie powiem - fascynujące postacie genialnie ucharakteryzowane, do tego fantastyczna scenografia i efekty specjalne, a wszystko to na tle przepięknych krajobrazów Nowej Zelandii - wszystko naprawdę warte zobaczenia, ale nie w takiej ilości. Film to nie album ze zdjęciami. Oczekuje się akcji i to nie takiej, w której jedna potyczka z goblinami trwa 20 minut. Było to trochę męczące do oglądania po jakimś czasie.

Ale żeby nie zostawić li i jedynie negatywnej opinii, to dodam, że na kolejne dwie części trylogii też się wybiorę do kina, a jak już wyją na dvd, to kupię sobie box do domowej filmoteki. Dlaczego? Bo pomimo wszystko, autorzy filmu (już o samym Tolkienie nie wspominając) odwalili kawał dobrej roboty. Widać wielkie zaangażowanie i serce wielu ludzi, którzy mieli okazje pracować przy jego powstaniu. Dopracowane do najmniejszego szczegółu Shire i Rivendell oraz kopalnie Ereboru. Cudo po prostu - od razu sprawia, że żałuję, że nie urodziłam się hobbitem. Sam Bilbo - postać dość dwuznaczna - z jednej strony bardzo udomowiona jak można spodziewając się po hobbicie, a jednocześnie niezwykle odważna, czego kompletnie nikt się nie spodziewał (może z wyjątkiem Gandalfa). Dodatkowo trzynastu krasnoludów, z których każdy inny i każdy wyjątkowy na swój sposób oraz jak zwykle uroczy, zabawny, a jednocześnie pełen pewnego rodzaju charyzmy czarodziej Gandalf Szary i kompletnie pozbawiony tejże, lekko stuknięty czarodziej Radagast. Mimo wszystko warte obejrzenia na dużym ekranie, choć w moim przypadku pierwszy i jedyny raz.


niedziela, 9 grudnia 2012

Książkowa niedziela XLIX: "Trafny wybór" J K.Rowling

Tytuł: Trafny wybór
Autor: J K Rowling
Wydawnictwo: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Data wydania: 12 listopada 2012

Kiedy Joanne Rowling postanowiła napisać książkę dla dorosłych, jasne było, że stanie się ona bestsellerem w bardzo krótkim czasie. No bo kto nie przeczyta powieści autorki Harrego Pottera? Ja sama również sięgnęłam po Trafny wybór z czystej ciekawości, jak Rowling odnalazła się w roli autorki dla dorosłych i to jeszcze w książce  która nie tylko nie ma nic wspólnego z magią ani fantastyka, a wręcz jest tak do bólu prawdziwa.

Pomimo krytyki polskich czytelników, że książka jest wulgarna, przesycona seksem, narkotykami, przemocą - to nie można powiedzieć, że nie opisuje społeczeństwa takiego, jakim jest naprawdę. Nie tylko angielskiego, ale myślę, że polskiego w jakimś sensie również. Rowling przedstawia obraz małego miasteczka Pagford, które wydawałby się wręcz idyllicznym miejscem do spokojnego życia, a zamiast tego okazuje się być gniazdem agresywnych nieudaczników, oszustów, postaci mających problemy psychiczne, a wszystko to podlane sosem powszechnej, choć skrzętnie ukrywanej homofobii i jak najbardziej jawnego snobizmu. Powieść rozpoczyna się od śmierci Barrego Faithbrothera, który był nie tylko wspaniałym ojcem i mężem  ale także oddanym przyjacielem, nauczycielem z pasją, a do tego społecznikiem działającym w radzie gminy. Jego śmierć powoduje pustkę w sercach wielu ludzi, ale co ważniejsze dla powieści - tymczasowy wakat w radzie, o który zaczyna się walka pomiędzy mieszkańcami miasteczka.

J K Rowling zastosowała ciekawy wybieg w książce - pomimo, że opisuje świat dorosłych, to jednak w dużej mierze jest on widziany oczami nastolatków. I to nie nastolatków pokroju Harrego Pottera, tylko współczesnych młodych ludzi, których pełno na ulicach, czy blokowiskach. Takich, którzy palą papierosy  czasem skręta, uprawiają seks w piwnicach, nazywają swoich rodziców starymi, a szkoła to dla nich głównie miejsce spotkań ze znajomymi. I wcale ich świat nie jest tak bardzo odmienny od świata dorosłych. Tyle samo nielubianych osób, nieporozumień, problemów i rozczarowań.

Książka jest na pewno interesująca, chociaż ktoś kto spodziewał się słodkiego świata bajkowego, będzie rozczarowany. Mnie osobiście zabrakło lekkości pióra, znanego z książek o małym czarodzieju. Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, czy po prostu autorce zdecydowanie lepiej wychodzi pisanie książek dla dzieci. Jednak z ciekawością czekam na adaptacje telewizyjną powieści,  która jak zapowiedziało BBC One będzie można oglądać już w 2014 roku. 6/10

środa, 5 grudnia 2012

Dissected Art(ist)

Na tę genialną, choć muszę przyznać nietypową i lekko niepokojącą formę zachęcenia młodych ludzi do kontynuowania nauki w Museu de Arte de São Paulo (MASP) Art School wpadła brazylijska firma reklamowa DDB Brasil. Trzech najbardziej rozpoznawalnych na całym świecie malarzy - Salvadore Dali, Pablo Picasso i Vincent van Gogh "pokazało" nam swoje piękne wnętrza. Patrząc na te grafiki przychodzi mi do głowy pytanie - a co ty masz w sobie takiego, czym mógłbyś zachwycić świat?...