niedziela, 28 listopada 2010

Światło w fazie rozkładu

Listopad nie jest najprzyjemniejszym miesiącem w roku. Szczerze mówiąc jest chyba jednym z najbardziej ponurych - według mojej opinii idzie łeb w łeb z lutym, choć na korzyść tego ostatniego działa to, że ma zaledwie 28 [+1] dni, a dodatkowo każdej mijającej doby przybywa nam słonecznych minut.

Wczoraj w ramach walki z listopadową aurą nic-niechcenia ubrałam swoje najbardziej kolorowe tenisówki i wyszłam na spacer, który wyglądał jak marsz z przeszkodami, bo musiałam przebijać się przez zaspy rudych liści. Wróciłam do domu lekko zmarznięta marząc o herbacie z sokiem malinowym w samą porę, bo kilka minut później spadł deszcz. A to niespodzianka! Deszcz w Londynie, zwłaszcza w listopadzie. Ale był to tylko przelotny deszczyk, który zostawił na niebie przepiękną tęczę. Wczorajszy deszczyk zamienił się dzisiaj w ulewę.


Tęcza zawsze była dla mnie czymś niezwykłym. Wierzyłam, że jest mostem łączącym niebo z ziemią i zawsze zwiastuje jakieś dobre wydarzenie. I nie byłam w tym wierzeniu odosobniona. W mitologii nordyckiej można znaleźć opowieść o Bifröst – płonącym tęczowym moście, który łączył ziemię, inaczej Midgard, będący światem śmiertelnych ludzi ze światem bogów Åsgard. Most pilnowany dzień i noc przez Heimdalla służył bogom do przemieszczania się pomiędzy ludzką a boską krainą. Wierzono, że na końcu świata tęczowy most runie pod ciężarem gigantów próbujących dostać się do Åsgard.


Również starożytni Grecy przypisywali tęczy nadziemską moc. Utożsamiana była z boginią o imieniu Iris, która będąc pokojówką bogini Hery, czuwała nad swoją panią i nigdy nie zasypiała gotowa na każde wezwanie. Często też powoziła złotym rydwanem Hery zaprzężonym w stado pawi. Iris posiadała parę rozłożystych tęczobarwnych skrzydeł, dzięki czemu poruszała się szybciej nawet od boskiego posłańca Hermesa, dlatego niekiedy proszona była o zejście na ziemię z wiadomością od bogów i przekazanie ludziom woli bogów i to właśnie wtedy na niebie ukazywała się tęcza, będąca pomostem pomiędzy światem ludzi i bogów. Grecy wierzyli, że podobnie jak słońce jednoczy niebo i ziemię, tak Iris łączy wyniosłych bogów z prostymi ludźmi.

W religiach dalekiego wschodu również występują bóstwa, których atrybutem jest tęcza. W starożytnych mitach chińskich można znaleźć opisy bogini Nüwa 女媧 - z głową kobiety i ciałem węża była uważana za stwórczynię rodzaju ludzkiego. Z gliny tworzyła figurki ludzi, które później wypalała w piecu, aby nie były kruche – te palone w zbyt wysokiej temperaturze stawały się czarnoskóre, a te w zbyt niskiej – rasą białą. Figurki wypalane w idealnej temperaturze nabierały żółtej barwy skóry. Wierzono również, że Nüwa naprawiła nieboskłon, który został zniszczony podczas wojny bogów. Używając kamieni w pięciu kolorach załatała szczelinę, która powstała w czasie walki – tym sposobem na niebie pojawiła się tęcza.

Hinduizm również posiada swojego boga tęczy – jest nim Indra – bóg deszczu, grzmotów i błyskawicy (w jakimś sensie można go porównać do nordyckiego Thora bądź greckiego Zeusa). W sanskrycie tęcza nazywana jest indradhanus इन्द्रधनुस्, co znaczy łuk Indry.

Co ciekawe również w chrześcijaństwie i judaizmie znajdziemy odniesienia do tęczy jako boskiego znaku. To przecież właśnie tęcza pojawiła się na niebie, kiedy wielka powódź po 40 dniach dobiegła końca, jako znak nowego przymierza pomiędzy Bogiem a ludźmi. Bóg obiecał wtedy Noemu, że nigdy więcej nie ześle na ziemię potopu, by ukarać ludzi za grzechy.

Z kolei w wierzeniach australijskich Aborygenów pojawia się tęczowy wąż Yingarna, który mieszkał głęboko pod ziemią w pobliżu studni artezyjskich. Wychodząc spod ziemi wypchał nad powierzchnię ogromne jej masy, tworząc przy tym łańcuchy wysokich gór. Tęczowy wąż uważany za wroga Słońca, dzięki swoim licznym wędrówkom napełniał również źródła i tworzył strumienie. Tym samym wierzono, że stanowi dobrodzieja i obrońcę ludzi, który jednocześnie może ukarać ich, za nieprzestrzeganie prawa zsyłając suszę.

Oczywiście chyba najlepszym z poznanych do tej pory przeze mnie wierzeń związanych z tęczą, jest ten, o garncu złota ukrytym na jej końcu przez irlandzkiego leprikona. Ktokolwiek dotrze na koniec tęczy może liczyć na sowitą nagrodę.

Z kolei starobułgarskie podania mówią, że ktokolwiek przejdzie pod tęczą zostanie odmieniony w swojej płci – mężczyzna zacznie myśleć jak kobieta, a kobieta jak mężczyzna. Może właśnie z lej legendy wywodzi się tęczowa flaga - symbol ruchu LGBT?

A na koniec jedna z moich ulubionych piosenek „Somwhere over the rainbow” w Czarnoksiężnika z Krainy Oz w wykonaniu duetu (niemożliwego) Evy Cassidy i Katie Melua. Film troszkę przydługawy, bo na początku można obejrzeć materiał o życiu i twórczości Evy, ale gorąco polecam w całości.

czwartek, 11 listopada 2010

Maczek, czyli pamiętaj

W Polsce 11. listopada jest dniem Narodowego Święta Niepodległości, które ustanowione zostało po zakończeniu I Wojny Światowej. 11.XI.1918 r. Niemcy podpisały kapitulację na froncie zachodnim a w Polsce gen. Józef Piłsudski został dowódcą wojskowym i głową państwa. Właśnie te dwa ważne wydarzenia historyczne zaważyły na wyborze dnia 11. listopada jako naszego święta narodowego.

Ale dzień ten również w innych krajach jest obchodzony w szczególny sposób. I tak na Wyspach Brytyjskich (podobnie w Kanadzie i w Belgii) jedenastego listopada przypada Remebrance Day, czyli Dzień Pamięci.

sobota, 6 listopada 2010

Facebook me

Obejrzałam wczoraj film w reżyserii Davida Finchera pt. The Social Network, który jest historią serwisu społecznościowego Facebook opowiedzianą w hollywoodzkim stylu. Dlaczego w hollywoodzkim? Bo wszystko zaczyna się od zdradzonej miłości a na kiczowatym sentymentalizmie kończy, z walką o duże pieniądze w tzw. międzyczasie. Akcja filmu obejmuje jedynie kilka dni, podczas których odbywają się procesy sądowe jakie wytoczyli głównemu twórcy portalu – Markowi Zuckerbergowi jego współpracownicy. Cała fabuła jednak to retrospekcje bohaterów do czasów, kiedy Facebook powstawał i z głupawego żartu zamieniał się powoli w najbardziej rozpoznawalny portal społecznościowy na świecie.

Recenzja z mojej strony może być tyko jedna: Like it!. Z dwóch względów.

Kiedy zamieszkałam w Londynie Facebook w Polsce prawie nie istniał. Tryumfy święciła Nasza-Klasa i w zasadzie nic nie wskazywało na to, że szybko się to zmieni. Ja sama stałam się użytkownikiem Facebooka niemal natychmiast po przyjeździe do UK za sprawą mojej australijskiej współlokatorki i od tego czasu mój stosunek do tego portalu graniczy z uzależnieniem. Loguję się kilka razy dziennie, głównie żeby popracować na farmie (FarmVille, kto gra, ten rozumie), ale również po to, żeby skontaktować się ze znajomymi, poprzeglądać ich posty i zdjęcia. Bycie częścią tej ponad 400 milionowej społeczności jest ważną częścią mojego codziennego życia i nawet jeśli ktoś uzna to za żałosne - bardzo mi odpowiada.

Drugim powodem dla kliknięcia Like it! jest świetna gra aktorów (nawet Justin Timberlake nie wygląda na lalusia, za jakiego zwykłam go uważać, ale na prawdziwego - w tym przypadku cynicznego i pozbawionego skrupułów twórcę Napstera), fantastyczne zdjęcia, ciekawa muzyka w tle. Słowem naprawdę dobrze zrobiona produkcja. Wprawdzie sam Mark Zuckerberg odciął się od historii przedstawionej w scenariuszu, czemu w zasadzie nie można się dziwić biorąc pod uwagę to, jak został w filmie przedstawiony, ale przecież nie chodzimy do kina oglądać prawdy, całej prawdy i tylko prawdy. Prawda?

środa, 3 listopada 2010

Muchomory na humory

Jesień za pasem, wiatr szaleje a mnie od trzech dni nie przestaje boleć głowa. Jak mi ktoś napisze, że "starość nie radość" to uduszę i pociacham tępym nożykiem. Ale… by się pozbyć złych humorów, robię zupę z muchomorów […] Muchomory na humory, grzybki w sosie na muchy w nosie.* O!

A jeśli ktoś nie trawi zupek, to polecam tort z muchomora czerwonego. Oto przepis:

3 dojrzałe, barwne kapelusze muchomora
2 i 1/2 szklanki cukru pudru
5 żółtek
kostka masła
cytryn
dwie łyżki rumu

Kapelusze skropić rumem. Utrzeć żółtka z dwiema szklankami cukru pudru i masłem. Dodać drobno posiekaną skórkę z cytryny. Przekładać kapelusze masą. Czerwony kropkowany wierzch tortu oblać lukrem zrobionym z reszty cukru pudru i soku cytrynowego. Jeść powoli. Czekać.**



*Muchomory - Maria Peszek
**Dom dzienny, dom nocny - Olga Tokarczuk