wtorek, 29 grudnia 2009

1.


Blog obchodzi dzisiaj swoje PIERWSZE URODZINY. Przerzuci się więc z mleka i papek owocowo-warzywnych na lepsze (bo mięsne) kąski.

Wszystkim wielbicielom bloga - sztuk cztery o ile mi wiadomo - dziękuję i proszę o wyrozumiałość i cierpliwość. Czasem wraz z Weną przeżywamy ciche dni, a że obie jesteśmy uparte jak przysłowiowe osły, to i dni zamieniają się w tygodnie i miesiące.

Mam nadzieję, że kolejny rok będzie ciekawy, co na pewno zaobfituje interesującymi notkami. Zielona walizka będzie się systematycznie zapełniać, a grono jej fanów może nawet wzrośnie do szczęśliwej liczby pierwszej o numerze 7.

A póki co wymyślamy życzenie i dmuchamy. Ole!

sobota, 3 października 2009

Know your limits

Sobota wieczór. Ktoś chętny?


Reklama społeczna Home Office w Wielkiej Brytanii związana z ubiegłoroczną kampanią na rzecz przeciwdziałania nadużywania alkoholu przez młodych ludzi.

piątek, 25 września 2009

Don't worry, it's art

Cytat z Jimiego Hendrixa, amerykańskiego gitarzysty, wokalisty i kompozytora, który uchodzi za jedną z najwybitniejszych postaci muzyki rockowej. Znalezione na murze w kiepskiej dzielnicy Londynu - mieście, w którym artysta zmarł przedwczesną śmiercią w 1970 roku.

sobota, 12 września 2009

Jesus Dress Up!

Dzieciństwo w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia było doświadczeniem, które w niesamowity sposób rozwinęło moją wyobraźnię. Z rozrzewnieniem wspominam zakładanie rajstop na głowę i udawanie, że jestem księżniczką z pięknymi długimi warkoczami albo wyszukiwanie kolorowych odłamków szkła, które stanowiły „chińską porcelanę” w czasie zabawy w dom w krzakach rosnących na podwórku przed blokiem. Było też lepienie ludzików z plasteliny o nienaturalnie wielkich głowach i rysowanie laurek ozdabianych kulfoniastymi najlepszymi życzeniami. W tym wszystkim nie można zapominać o papierowych laleczkach, które można było do woli przebierać w najprzeróżniejsze stroje, wycinane z gotowych szablonów lub robione samodzielnie z papieru kolorowego.

Pomysł na przebieranie płaskiej lalki został lekko zmodyfikowany i wykorzystany do wyprodukowania serii magnesów na lodówkę, dzięki którym każdy użytkownik kuchni może upiększyć nudne w wyglądzie sprzęty AGD według własnego upodobania. Choć w zasadzie nie ma w tym nic niezwykłego – wszak magnesy dość często zdobią lodówki w wielu domach – to te, o których mowa, są dziełem amerykańskiego artysty o pseudonimie Normal Bob Smith, który znany jest ze swojego dość szyderczego podejścia do chrześcijaństwa i symboli z nim związanych. W tym przypadku laleczką do przebierania jest ukrzyżowany Jesus Chrystus, a jego stroje możemy wybierać spośród sześciu zestawów: Final Justice, Original, Superstar, Christmass, Halloween i BDSM.



Tak więc Jezus może zostać ubrany m.in. w strój teletubisia, Elvisa Presleya, seksownej pielęgniarki, czarodzieja Merlina lub jak kto woli skrzata św. Mikołaja. Titulum na krzyżu można natomiast zamienić na XMAS, TGIF (ang. dzięki Bogu już piątek) lub No Pain No Gain.

Normal Bob Smith, który jest jednocześnie grafikiem i pisarzem, zachęcony sukcesem komercyjnym magnesów, w 2000 roku udostępnił w internecie darmową grę Jesus Dress Up!, która od samego początku istnienia cieszyła się dużą popularnością liczoną w milionach odsłon miesięcznie. Gra online oferuje więcej możliwości przebierania Jezusa niż magnesy – możemy dodatkowo wybierać spośród postaci z Gwiezdnych Wojen lub z bohaterów książki Czarnoksiężnik z krainy Oz. Zastanawiające jest to, że niemal identyczna zabawa – tym razem w przebieranie siedzącego na osiołku Mahometa – nie może się pochwalić podobnym osiągnięciem.

W Polsce o Jesus Dress Up! zrobiło się głośno w październiku ubiegłego roku, kiedy w kioskach pojawiło się specjalne wydanie miesięcznika Focus. W numerze w całości poświęconemu religii katolickiej i jej różnym aspektom zamieszczono charakterystyczny dla gry wizerunek Jezusa, oczywiście w otoczeniu różnego rodzaju strojów, w które można go ubrać. Wywołało to burzę medialną.
Do Rady Etyki Mediów został wystosowany protest o treści: Wszystko to ukazało się w dniach, w których wielu Polaków wspomina 30. rocznicę wyboru Jana Pawła II na głowę Kościoła katolickiego. Jesteśmy oburzeni takim podejściem do osoby Jezusa Chrystusa. Jesteśmy oburzeni pogardą i nietolerancją wobec wszystkich ludzi, dla których Jezus Chrystus jest Bogiem i Zbawcą. Protest podpisali m.in. Wojciech Cejrowski, ks. Marek Gancarczyk i Jan Pospieszalski.

poniedziałek, 7 września 2009

40 : 1

Wygląda na to, że im dłużej mieszkam za granicą, tym coraz większą patriotką się staję...

Utwór 40:1 szwedzkiego zespołu metalowego Sabaton usłyszałam kilka miesięcy temu i choć nie jestem fanką tego rodzaju muzyki, muszę przyznać, że było w tym nagraniu coś, co mnie poruszyło.



Grupa Sabaton powstała w 1999r. w szwedzkiej miejscowości Falun, kiedy pięciu mężczyzn postanowiło założyć swój własny zespół grający muzykę metalową. W skład zespołu weszli: Joakim Brodén (wokal), Rikard Sundén (gitara elektryczna), Oskar Montelius (gitara elektryczna), Pär Sundström (gitara basowa) oraz Richard Larsson (perkusja). W 2001r. perkusistę zastąpił Daniel Mullback, a w 2005r. do grupy dołączył klawiszowiec Daniel Mÿhr.


Sabaton wykonuje charakterystyczny rodzaj muzyki tzw. battle power metal, nawiązujący do historii wojen i bitew. Co ważne ich utwory nie nawołują do agresji, przeciwnie - mają wydźwięk antywojenny. Sabaton choć głównie upodobał sobie historię drugiej wojny światowej, to w swoim repertuarze ma również utwory o tematyce fantastycznej.

Utwór 40:1 poświęcony jest bohaterskiej obronie przeprawy na Narwi znajdującej się w okolicy Wizny. Bitwa ta została nazwana polskimi Termopilami, ze względu na wielką przewagę wojsk nieprzyjacielskich w stosunku do liczby obrońców (40:1). W dniach 7-12 września 1939 roku, 720 polskich żołnierzy pod dowództwem kpt. Władysława Raginisa broniło tego ważnego strategicznie punktu przed ofensywą XIX korpusu pancernego liczącego 42 tysiące niemieckich żołnierzy. Polski oddział swoją odwagą i wytrwałością opóźnił marsz korpusu niemieckiego, przyczyniając się równocześnie do strat w jego wyposażeniu i ludziach.

Polskiej premierze oryginalnego teledysku utworu 40:1 towarzyszyło wydanie komiksu pt. Wizna 1939 - Art of War autorstwa Rafała Roskowińskiego. Komiks, którego rysunki częściowo są wzorowane na archiwalnych fotografiach pochodzących z okresu II wojny światowej, dzięki uprzejmości stowarzyszenia Wizna 1939 jest dostępny w internecie za darmo.
Poprzez wydanie komiksu o bitwie pod Wizną chcieliśmy się przyczynić do utrwalenia pamięci o tamtych wydarzeniach wrześniowych, o bezprzykładnej, bohaterskiej postawie Żołnierzy Polskich broniących polskiej ziemi, którzy nawet w obliczu tak niespotykanej przewagi militarnej hitlerowskiego najeźdźcy, walczyli do końca.

Składamy hołd bohaterom – wywiad z Joakimem Brodén w dzienniku Rzeczpospolita

środa, 2 września 2009

Krakowski Krzan

Moje kolejne odkrycie w dziedzinie fotografii ma tym razem rodzime korzenie i w szczególny sposób jest bliskie mojemu sercu. Kraków – miasto moich czasów studenckich, zatłoczonych tramwajów, spacerów nad Wisłą, zapiekanek na Kazimierzu, a później pracy w laboratorium, którego czasy świetności przypadały na głęboki PRL, co cała nasza załoga uważała za rozkosznie urocze (poza momentami, kiedy było bardziej męczące lub wręcz doprowadzające do szewskiej pasji).

Ten właśnie Kraków światłem malowany pokazuje w swoich fotografiach Paweł Krzan – trzydziestoletni fotografik, którego fascynacja grodem Kraka zamienia zdjęcia tego miasta w prawie bajkowe scenerie. Paweł Krzan jest również autorem strony internetowej całkowicie poświęconej Krakowowi, gdzie kilku tysiącom zdjęć towarzyszą opisy bardziej lub mniej znanych miejsc.

Rynek Główny
Fragment attyki Sukiennic
Wawel o poranku
Widok z Wawelu w stronę kościoła św. Stanisława
Przy ulicy Grodzkiej w Krakowie
Przyznam się, że kiedy mieszkałam w Krakowie, nie zawsze umiałam dostrzec jego urok. Denerwowały mnie korki, miasto śmierdziało mi spalinami, a przez Rynek Główny zazwyczaj przebiegałam unikając chmary srających wszędzie gołębi. Dzisiaj - patrząc na fotografie Krzana, mam ochotę na naprawdę długi spacer po krakowskim starym mieście.

niedziela, 30 sierpnia 2009

Kołyska Newtona


Nie, nie chodzi tutaj o bujane łóżeczko, w którym jako niemowlę sypiał sir Isaac Newton, ale o zabawkę, której nazwa – Newton’s cradle – została wymyślona w 1967r. przez angielskiego aktora Simona Prebble.


Zabawka składa się z kilku - na ogół pięciu - takich samych, zawieszonych obok siebie kulek. Każda kulka przymocowana jest do stojaka za pomocą dwóch jednakowych linek. Kiedy jedna z kulek zostanie odchylona i puszczona, uderza w szereg pozostałych kulek, powodując odchylenie tylko ostatniej z nich. Odchylenie i upuszczenie dwóch lub więcej kulek w analogiczny sposób powoduje odchylenie takiej samej ich liczby po przeciwnej stronie szeregu. Aby zabawka działała prawidłowo, wszystkie linki muszą być równej długości i nie mogą się stykać.



Wahania z zasadami

Kołyska Newtona jest zabawką urzekającą w swojej prostocie, choć jednocześnie stanowi układ, który w wyśmienity sposób przedstawia podstawowe prawa fizyki, jakimi są zasada zachowania pędu i zasada zachowania energii – w tym przypadku energii kinetycznej zderzających się sprężyście kulek. W momencie, kiedy odchylona kulka uderza w inną (zawieszoną nieruchomo), przekazuje jej swoją energię, a ta następnej i następnej kulce w rzędzie, aż do ostatniej, która nie mając już jak oddać pobranej energii – odchyla się, a następnie uderza w poprzednią kulkę.

Zasada zachowania pędu powoduje, że odchylające się kulki poruszają się zawsze z taką samą prędkością. Ze względu to, że moment przekazywania pędu jest niedostrzegalny dla ludzkiego oka, postronny obserwator widzi tylko efekt działającego prawa fizycznego - ruchoma kulka uderzając w nieruchomą zatrzymuje się, po to aby zaczęła się poruszać kulka znajdująca się na końcu szeregu. Animacja powyżej pokazuje układ idealny, czyli taki, na który nie działają inne siły. W rzeczywistości opór powietrza sprawia, że po pewnym czasie kulki przestają się poruszać i trzeba ponownie którąś odchylić. W tym cała zabawa.

Największa aktualnie kołyska Newtona (wpisana do księgi rekordów Guinnessa) jest własnością The Geek Group z siedzibą w Kalamazoo w stanie Michigan, USA. Została zaprojektowana przez Chrisa Boden’a i składa się z 16 kul do kręgli, z których każda waży prawie 7 kg, a zawieszona jest na dwóch stalowych linach o długości ponad 6 metrów.

Kołyska Newtona jest dzisiaj popularnym elementem dekoracyjnym biurek: to nieodłączny element grubych ryb, szych, wisienek na czubku i majonezów w kanapkach, słowem, jest to zabawka biurowa szefów sporych korporacji, takich jak w amerykańskich filmach. Stanowi ciekawostkę wystaw naukowych lub przyciągającą oko ekspozycję uliczną, jak również bywa motywem spotów i plakatów reklamowych.

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Téméraire

The fighting Téméraire tugged to her last berth to be broken up
Joseph Mallord William Turner
1838-1839, olej na płótnie, National Gallery London


Turner's Old Téméraire
James Russell Lowell

Thou wast the fairest of all man-made things
The breath of heaven bore up thy cloudy wings,
And, patient in their triple rank,
The thunders crouched about thy flank,
Their black lips silent with the doom of kings.

The storm-wind loved to rock him in thy pines,
And swell thy vans with breath of great designs;
Long-wildered pilgrims of the main
By thee relaid their course again,
Whose prow was guided by celestial signs.

How didst thou trample on tumultuous seas,
Or, like some basking sea-beast stretched at ease,
Let the bull-fronted surges glide
Caressingly along thy side,
Like glad hounds leaping by the huntsman's knees!

Heroic feet, with fire of genius shod,
In battle's ecstasy thy deck have trod,
While from their touch a fulgor ran
Through plank and spar, from man to man,
Welding thee to a thunderbolt of God.

Now a black demon, belching fire and steam,
Drags thee away, a pale, dismantled dream,
And all thy desecrated bulk
Must landlocked lie, a helpless hulk,
To gather weeds in the regardless stream.

Woe's me, from Ocean's sky-horizoned air
To this! Better, the flame-cross still aflare,
Shot-shattered to have met thy doom
Where thy last lightnings cheered the gloom,
Than here be safe in dangerless despair.

Thy drooping symbol to the flag-staff clings,
Thy rudder soothes the tide to lazy rings,
Thy thunders now but birthdays greet,
Thy planks forget the martyrs' feet,
Thy masts what challenges the sea-wind brings.

Thou a mere hospital, where human wrecks,
Like winter-flies, crawl, those renowned decks,
Ne'er trodden save by captive foes,
And wonted sternly to impose
God's will and thine on bowed imperial necks!

Shall nevermore, engendered of thy fame,
A new sea-eagle heir thy conqueror name.
And with commissioned talons wrench
From thy supplanter's grimy clench
His sheath of steel, his wings of smoke and flame?

This shall the pleased eyes of our children see;
For this the stars of God long even as we;
Earth listens for his wings; the Fates
Expectant lean; Faith cross-propt waits,
And the tired waves of Thought's insurgent sea.


*HMS Téméraire: zaopatrzony w 98 dział liniowiec, który wsławił się w bitwie pod Trafalgarem w 1805 roku. Drugi w szyku liniowym zajmował miejsce tuż za flagowym HMS Victory dowodzonym przez admirała Horatio Nelsona. Téméraire płynący pod dowództwem kapitana Eliab Harvey’a miał znaczny wpływ na przebieg bitwy i zwycięstwo floty brytyjskiej. W latach 1812–1815 ograbiony z części wyposażenia, ten żaglowiec-weteran był wykorzystywany jako pływające więzienie, a później również jako statek, na którym „terminowali” (często wbrew swojej woli) młodzi rekruci Royal Navy. W 1836r. Téméraire jako totalny wrak został doholowany do wybrzeży Londynu i tam rozebrany na części.

środa, 19 sierpnia 2009

Sznur modlitewny cz. I

Nie bardzo pamiętam moją Babcię Jancię, bo miałam zaledwie siedem lat, kiedy odeszła, ale jedno, co zawsze mi się z nią kojarzy, to różaniec. Zrobiony z drzewa różanego, srebrno – bordowy i pachnący w charakterystyczny sposób. Schowany w szufladzie przenosił swój zapach na wszystko, co znajdowało się obok niego, nawet jeszcze długo po śmierci Babci. Może właśnie przez Babcię traktuję różaniec jako przedmiot o szczególnej mocy, zwłaszcza w momentach kryzysowych, kiedy słabnie moje poczucie bezpieczeństwa i potrzeba mi wewnętrznego wyciszenia i ukojenia myśli.

Historia różańca sięga daleko jeszcze przed pojawieniem się chrześcijaństwa. Brytyjski archeolog sir Austen Henry Layard w 1849r. szukając śladów starożytnego miasta Niniwy na terenie dzisiejszego Iraku, znalazł datowaną na VIII lub IX wiek przed Chrystusem figurkę kobiety trzymającej w ręce coś na kształt różańca.
Sznurki z zaplecionym węzełkami lub nanizanymi paciorkami, które pomagają w odmawianiu modlitwy lub w medytacji, w czasie której powtarza się cyklicznie pewne wyrażenia, wykorzystywane są na całym świecie przez wyznawców różnych religii.

MALA

Jednym z najbardziej znanych sznurów modlitewnych jest mala (japa mala) używana w religiach dalekiego wschodu – buddyzmie i hinduizmie. Mala liczy 108 koralików, co według buddyzmu Therawady – najbardziej ortodoksyjnego odłamu tej religii – odpowiada stu ośmiu emocjom: 36 odnoszącym się do przeszłości, 36 odnoszącym się do teraźniejszości i 36 odnoszącym się do przyszłości. „Czym jest trzydzieści sześć uczuć? Jest to sześć uczuć zadowolenia oparte na rodzinnym życiu i sześć opartych na wyrzeczeniu; sześć uczuć zmartwień opartych na życiu rodzinnym i sześć na wyrzeczeniu; sześć uczuć opanowania opartych na życiu rodzinnym i sześć na wyrzeczeniu”.

108 to dla buddystów również szczególna liczba w innym kontekście, bo właśnie tyle spisano tomów nauk Buddy (tzw. Kandziur, bka'-'gyur). 108 to także liczba doskonałych cech Budy oraz liczba splamień (klesha), które przeszkadzają w osiągnięciu stanu Buddy, a pozbywa się ich podczas medytacji z wykorzystaniem mali.

Bardzo często spotyka się male z dołączonymi do nich tzw. licznikami modlitw, które składają się z dwóch części i jak sama nazwa wskazuje służą do odliczania recytowanych mantr. Obie części składają się z 10 koralików przesuwanych na sznureczku, z czego jeden zakończony jest małą dorje (vajrą) i służy do odkładania kolejnych setek, a drugi dzwoneczkiem, który pomaga zliczać kolejne tysiące (sic! Niekiedy mantrę recytuje się 100000 razy!).

Dorje, inaczej diament, piorun to męski symbol, tego co niewzruszone, niezniszczalne, oznacza aktywność poprzez „zręczne metody”, natomiast dzwonek symbolizuje żeńskie właściwości – mądrość, przestrzeń i pustkę. Dzwonek i dorje stanowią uzupełnienie, tak jak uzupełniają się pierwiastek męski i żeński, razem symbolizują oświecony umysł.

W czasie odmawiania mantr ważne jest, aby odnosząc się do określonego bóstwa, wyrecytować odpowiednią ich liczbę. Nie bez znaczenia jest też wybór mali, a dokładniej materiału, z którego zrobione są koraliki i ich kolor. Ich wygląd powinien odpowiadać danemu bóstwu, np. niebieski Lapis lazuli jest symbolem mądrości i wiąże się go z Baiszadżjaguru – Buddą uzdrowicielem.

Mala licząca 108 (plus 1) koralików jest również używana przez wyznawców hinduizmu. Podobnie jak w buddyzmie liczba 108 ma szczególne znaczenie, choćby ze względu na 54 litery alfabetu sanskryckiego, z których każda ma swoją odmianę męską (śiwa) i żeńską (śakti), co razem daje właśnie 108. Liczba ta odpowiada także ilości kanonicznych Upaniszad, pochodzących z VIII – III w.p.n.e filozoficzno-religijnych tekstów należących do wedyjskiego objawienia; liczbie imion boskich, liczbie partnerek Kryszny zwanych Gopi, rodzajom rytualnych powitań słońca w Hatha Jodze oraz liczbie świętych miejsc. Pewna legenda mówi, że początkowo Śiwa nie był uważany za równego Wisznu i Brahmie. Dopiero po przedstawieniu im 108 form tańca mógł zostać z nimi zrównany.

W powszechnym użyciu przez wyznawców zarówno buddyzmu jak i hinduizmu są male z mniejszą liczbą koralików – 18, 27 – zawsze jednak jest to wielokrotność dziewiątki (dodatkowy jeden koralik nie jest wliczany). Popularne są male noszone na nadgarstkach jako bransoletki i pozwalają na dyskretną modlitwę/medytację prawie w każdym miejscu. Podobnie liczącą 28 paciorków malę używają dżiniści do odmawiania niektórych modlitw.

RUDRAKSZA

Szczególnym rodzajem mali jest rudraksza (rudrāksa), sznur modlitewny z nawleczonymi brązowymi pestkami rośliny Elaeocarpus ganitrus roxburgii. Według legendy rudraksza, która wydaje niebieskie owoce, wyrosła z łez Śiwy i stąd też wywodzi się jej nazwa: Rudra – jedno z imion Śiwy i akśa – łza. Pestki tej rośliny mogą różnić się między sobą liczbą segmentów, co jest ważną cechą przy wyborze ich do tworzenia mali. Ponieważ rudraksza używana jest przede wszystkim przez wyznawców śiwaizmu, najchętniej wykorzystuje się pestki o pięciu segmentach, które symbolizują pięć twarzy Śiwy. Ciekawostką jest to, że Elaeocarpus ganitrus od dawna była używana jako roślina lecznicza, korzystnie wpływająca na układ krążenia i układ nerwowy ze względu na jej elektromagnetyczne właściwości.

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Chimera

Mitologia grecka obfituje w przeróżne postacie – bogów i boginie, satyrów i nimfy, herosów i zwykłych ludzi. Obok nich występują przedziwne istoty – pół ludzie pół zwierzęta, jak minotaur o ciele człowieka i głowie byka, centaury z ludzką głową i tułowiem konia, jak również hybrydy zwierząt – gryf, czyli lew z głową orła, skrzydlaty koń pegaz, czy chimera – kreatura o głowie lwa, ciele kozła i wężowym ogonie.

Chimera była potomkiem Echidny, którą opisywano jako młodą czarnooką i żądną krwi kobietę z cętkowanym ogonem węża zamiast nóg oraz Tyfona – wielkiego, skrzydlatego człowieka, z którego dłoni zamiast palców wyrastało sto smoczych głów, a nogi oplatało kłębowisko żmij. Ta urocza para spłodziła również inne potwory, m.in. dwugłowego psa Orthrosa, Hydrę Lernejską, Cerbera, stugłowego smoka Ladona, czy Gorgonę.

Chimera jako zionąca ogniem i pustosząca ziemię kreatura, budziła gorzę, dlatego na rozkaz Jobatesa, króla Licji, została w końcu zabita przez Bellerofonta. Ta scena dość często była tematem starożytnego malarstwa i rzeźby.

Mitologiczny wstęp o chimerze to nie tylko wyraz sympatii dla twórczości Jana Parandowskiego. Jako domorosły biolog (no może nie taki całkiem domorosły) chimerą zainteresowałam się, kiedy usłyszałam o jej ludzkiej odmianie - a dokładnie o ludziach, którzy posiadają więcej niż jeden rodzaj DNA. Niemożliwe? A jednak...

Jak wiadomo naukowcy od dawna eksperymentują z DNA, nie tylko ludzkim ale i zwierzęcym. Już 25 lat temu w Nature pojawił się artykuł o kozio-owczej hybrydzie geep (nazwa pochodzi od połączenia angielskiego goat - koza i sheep – owca). Znane są również udane próby komibinacji genów człowieka i zwierzęcia – jak choćby przypadek świni z ludzką krwią lub myszy z ludzkimi neuronami. Takie chimery są jednak wynikiem eksperymentów naukowych i najprawdopodobniej nidgy nie powstałyby samoistnie. Zaskakujące jest natomiast to, że w przyrodzie naturalnie występują organizmy, które posiadają dwa różne zestawy genów. Także wśród ludzi.

W jaki sposób powstają ludzkie chimery? Są trzy możliwości. Pierwszą z nich jest połączenie się w łonie matki dwóch embrionów powstałych wyniku zapłodnienia dwóch jajeczek przez dwa różne plemniki. W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że jest to proces „odwrtony” do tworzenia się bliźniąt dwujajowych. Oczywiście może on zajść tylko w bardzo wczesnym stadium rozwoju zarodkowego, kiedy embriony stanowią jeszcze zlepek niewyspecjalizowanych komórek. W ten sposób rodzi się człowiek, którego poszczególne części ciała wytworzone są z komórek posiadających różne DNA (podobnie jak różne DNA mają bliźnięta dwujajowe).

Druga możliwość powstania człowieka-chimery zachodzi w momencie, kiedy w czasie dwujajowej ciąży bliźniaczej zarodki dzielą wspólne łóżysko. W takim przypadku może dojść do wymiesznia się ich krwi i wtedy każde z nich w krwioobiegu obok własnych komórek posiada również komórki bliźniaka. Wszystkie inne komórki ich ciała mają jedno, właściwe dla danego organizmu DNA.

Trzecią drogą do powstania ludzkiej chimery jest błąd w replikacji DNA w czasie rozwoju zarodkowego. Pojedyncza komórka, aby stać się gotowym do wyjścia na świat nowordkiem, przechodzi mnóstwo podziałów. Zdarza się, że gdzieś na początku tego procesu następuje błąd w kopiowaniu DNA, co jednak nie wypływa na prawidłowy rozwój zarodka. W efekcie na świat przychodzi człowiek, którego część komórek posiada inne DNA niż pozostałe. Taki organizm nazywa się mozaikowym.

Do tej pory na całym świecie zanotowano zaledwie kilkadziesiąt przypadków ludzi - chimer. Jednym z nich jest Lydia Fairchild, która dowiedziała się, że jest hybrydą, kiedy przed sądem musiała udowodnić, że dzieci, które urodziła są jej własne, choć testy genetyczne to wykluczały. Biorąc pod uwagę, że człowiek-chimera w wyglądzie zewnętrzym nie różni się niczym od „normalnych” ludzi, a wykrycie, że jest chimerą wymaga szczegółowych badań genetycznych – można przypuszczać, że takich osób jest dużo więcej.

niedziela, 9 sierpnia 2009

Exquisite corpse

Wyborny trup (ang. exquisite corpse, fr. cadavre exquis) to urocza nazwa zabaway wymyślonej w 1925r. przez francuskiego poetę Jacques’a Prévert. Zasady tej zabawy są bardzo proste i polegają na tworzeniu przez jej uczestników wspólnych zdań lub rysunków, przy czym kolejni gracze po napisaniu słowa lub narysowaniu fragmentu obrazka, zakrywają go zaginając kartkę. W ten sposób nasępna osoba nie wie co wymyślili jej poprzednicy. W efekcie powstają surrealistyczne rysunki lub pozbawione sensu zdania, których przykładem jest choćby Wyborny trup będzie pił nowe wino (Le cadavre - exquis - boira - le vin – nouveau) – pierwsze zdanie, które utworzono w tej zabawie i od którego wywodzi się jej nazwa.

Exquisite bodies to z kolei nazwa wystawy, którą za darmo można oglądać w Londynie do 18. października. Wystawa ma trochę przewrotny tytuł i pomimo podobieństwa nie ma nic wspólnego z niewinną zabawą, ponieważ poświęcona jest XIX-wiecznym figurom woskowym, które używane były jako modele w nauce anatomii, bądź praktyce medycznej.

Extraction of the placenta
Plaster relief from a series illustrating the stages of childbirth
Undated (c.1900)

Head exhibiting syphilis, c.1900

Wystawa może wydawać się odrażająca i pewnie dla niektórych taka jest. Ja jednak jestem zdecydowana się na nią wybrać i mam wrażenie, że będzie bardziej interesująca niż ekspozycja znajdująca się muzeum figur woskowych Madame Tussauds.

niedziela, 2 sierpnia 2009

sobota, 1 sierpnia 2009

Sypka Warszawa

O Powstaniu Warszawskim chyba nie trzeba mówić żadnemu Polakowi. Toteż nie będę. Poza tym, że dzisiaj obchodzimy 65. rocznicę jego wybuchu.
Z tej okazji możemy obejrzeć powstańczy teledysk do śpiewanej przez Annę Marię Jopek piosenki pt. Sypka Warszawa, której tekst został napisany na podstawie fragmentów Pamiętnika z Powstania Warszawskiego Mirona Białoszewskiego. Nagranie jest częścią wspólnego projektu kanału telewizyjnego Discovery Historia i Muzeum Powstania WarszawskiegoWarszawa 1944. Bitwa o Polskę.

czwartek, 30 lipca 2009

Wielka stopa w obiektywie

Pochodzący z Niemiec Thomas Wührer to trzydziestoletni artysta - fotografik, na którego stronę internetową trafiłam zupełnie przypadkowo. I było to jedno z najciekawszych 'trafień' ostatnich dni. Zwłaszcza, kiedy obejrzałam galerię fotomontagen, gdzie znajdują się zdjęcia modelek z przesadnie wyeksponowanymi stopami.

Nie jestem do końca pewna, co autor miał na myśli – w zasadzie zupełnie nie wiem, o czym myślał podczas tej sesji zdjęciowej - co nie zmienia faktu, że fotografie z tak zaskakującym ujęciem tematu bardzo mi się podobają. Nie, nie jestem fetyszystką kobiecych stóp...






niedziela, 26 lipca 2009

Berek +

O Berku Marcina Szczygielskiego wspominałam wcześniej w innym poście. Książkę przeczytałam kilka tygodni temu, ale do tej pory trudno było mi napisać o niej cokolwiek, bo sama nie byłam przekonana, jakie wrażenia dominują po jej lekturze.

Brawurowo opowiedziana historia dwojga ludzi, których pozornie nie łączy nic poza wzajemną nienawiścią. Paweł, typowy wielkomiejski gej, i Anna, przedstawicielka moherowych beretów, choć mieszkają w jednej kamienicy, tkwią w swoich własnych światach. Żadne z nich nie jest zdolne do zaakceptowania stylu życia drugiej strony. Eskalacja ich konfliktu nieuchronnie musi doprowadzić do dramatycznej konfrontacji...
Dosadne opisy, bezkompromisowa satyra i niespodziewana delikatność rodem z filmu "Amelia" sprawiają, że "Berek" to lektura, od której nie sposób się oderwać.
Tyle notka z okładki.

Dla mnie książka jest przede wszystkim dowodem inteligencji i świetnego poczucia humoru autora. Mój ulubiony fragment to rozmowa Pawła (głównego bohatera) z jego najlepszym kumplem Michałem:

[...] Patrz, nie spotakła się z nim.
- Co?
- Kinga. Nie przyszła na spotkanie.
- Jaka Kinga?
- No, Cichopek, żona Mroczka.
- Michał, co ty pierdolisz?
- Cichopek. O, ta – Michał pokazuje na ekran. – Gra żonę Mroczka.
- Cichopek i Mroczek. Rany boskie, co to jest? Krasnoludki z Królewny Śnieżki? Na jagody?
- No coś ty! To największe polskie gwiazdy aktualnie!
- Straszne! Pewnie w następnym odcinku okaże się, że Cichopek i Koszałek Opałek mają romans, a Mroczek zawoła Żwirka i Muchomorka, żeby mu razem spuścili łomot.
- Głupi jesteś, ona jest bardzo fajna.
- Przerażające – mówię i zaciągam się blantem. Jestem już całkiem nieźle ujarany. – Idole masowej świadomości na miarę naszych czasów. Hejkum-kejkum. Rany boskie, żyjemy w Kingsajzie! [...]


Książka bywa też momentami obrzydliwa. Bardzo dosadne sceny seksu gejowskiego , których chyba jedynym celem jest zszokowanie czytelnika, bo jakoś nie umiem znaleźć w nich nic, co można by uznać za wyrafinowany zabieg literacki – mnie zwyczajnie odrzucają. I nie dlatego, że opis dotyczy par homoseksualnych, ale zwyczajnie nie podoba mi się “fizjologiczno-ginekologiczny” styl autora w tym przypadku. Może jestem uprzedzona, ale nawet jeśli wsadzanie palca w tyłek stanowi czystą przyjemność dla obu stron (bez względu na to, kto komu wsadza i czy jest to facet czy kobieta) to niekoniecznie chcę o tym czytać.

Obok scen seksu jest też wielkie pragnienie miłości. Bycia kochanym i potrzebnym. Kochania i troski o drugą osobę. I to w przypadku obu głównych postaci. Przerysowanych w swej odmienności, jednak jak się ostatecznie okazuje – bardzo do siebie podobnych w tym, czego pragną najbardziej. Warto przeczytać.

W warszawskim Teatrze Kwadrat w lutym tego roku miała miejsce premiera spektaklu Berek – czyli upiór w moherze, który powstał na podstawie powieści Szczygielskiego. W głównych rolach występują Ewa Kasprzyk i Paweł Małaszyńki.

wtorek, 30 czerwca 2009

Geldvermehrung

Jako początkujący foreksowiec, który zalicza finansowe wzloty i upadki (częściej) niemal z nabożną czcią przyjmuję wszelkie rozmnożenie pieniędzy na koncie. Naiwnie myślałam, że decyzje, które podejmuję mają z tym coś wspólnego… Jednak niemiecka firma Bontrust - Finance uświadomiła mi, że jednak nie. Wygląda na to, że moje złotówki często cierpią na migrenę. Albo globusa*.



* jak Emilia Korczyńska z Nad Niemnem

sobota, 20 czerwca 2009

"Władca Pierścieni" w TVN (to była reklama...)


Filmową trylogię Władcy Pierścieni Petera Jacksona ubóstwiam. Całość oglądałam kilka razy, łącznie z wydłużoną wersją reżyserską, a nawet jeszcze studenciem będąc wybrałam się do kina na nocny maraton filmowy tejże trylogii. Sama. I było bosko.

W tym miesiącu TVN uraczyło swoich widzów kolejnymi częściami Władcy Pierścieni i nie ma w tym nic wyjątkowego, bo wszakże to już nie pierwszy raz, gdy możemy oglądać w tv szpiczaste uszy boskiego Legolasa i owłosione stopy mniej boskiego Froda. Wyjątkowe natomiast są reklamy, przygotowane przez TVN jako „przypominajki”.

Drużyna Pierścienia



Dwie Wieże



Powrót Króla



Nie wiem, kto jest autorem tych reklam, ale wykazał się prawdziwą pomysłowością i poczuciem humoru. Lekko przewrotnym, bo czy mi się tylko wydaje, czy ta ostatnia jest o lekkim zabarwieniu gejowsko-erotycznym?

poniedziałek, 15 czerwca 2009

热带果王-榴莲


Durian - śmierdzący król owoców

Chyba żaden inny owoc nie wzbudza tylu sprzecznych uczuć co durian. Opakowany w grubą, kolczastą skórę kryje wnętrze pełne niespodzianek. Ponoć ludzie, którzy mieli okazję z nim obcować dzielą się na tych, którzy go kochają i na tych, co nienawidzą.
Owoc pochodzi z Indonezji, ale obecnie uprawiany jest w wielu krajach azjatyckich. Co ciekawe – jego smak w dużej mierze zależy od tego, gdzie wyrósł. Najsmaczniejszy durian uprawiany jest w Malezji i to właśnie jego odmiana uważana jest za króla owoców.

Podróżniczka i dziennikarka Beata Pawlikowska tak opisuje ten owoc: Opakowany w twardą, kolczasta skorupę. W środku - potwornie śmierdzący, jak zgniłe mięso połączone ze starym spleśniałym serem. Ale w smaku - bajeczny, śmietankowo-orzechowy, delikatnie kremowy...

Jedzenie duriana niektórzy porównują do kosztowania ambrozji w toalecie miejskiej i pewnie jest w tym sporo racji, skoro wnoszenie i spożywanie duriana w miejscach publicznych jest zabronione. Duriany sprzedawane są na targach miejskich i najczęściej od razu na miejscu zjadane, żeby ich okropny zapach nie mógł przylepić się do ubrania, włosów i wszystkich innych możliwych rzeczy w około.

Jednym z najbardziej znanych „durianów” na świecie jest mieszczące się w Singapurze Esplanade - Theatres on the Bay. Otwarte w październik 2002 roku centrum kulturalne – będące halą koncertową, centrum konferencyjnym i galerią sztuki jednocześnie – swoim kształtem przypomina przeciętego na pół ogromnego duriana, a sami Singapurczycy nazywają go Singapore Durian Convention Center.