Tytuł: Na fejsie z moim synem
Autor: Janusz L. Wiśniewski
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 08 lutego 2012
Ponoć z twórczością Janusza L. Wiśniewskiego jest jak z Marimte - albo się ją
kocha, albo nienawidzi. O ile Marmite nie znoszę tak do Wiśniewskiego mam
stosunek ambiwalentny. Czytałam kilka jego książek, które uważam za naprawdę dobre i
ważne, które zrobiły na mnie pozytywne wrażenie i wniosły dużo do mojej wiedzy i
postrzegania pewnych spraw, ale również i takie, które uważam za bardzo słabiutkie żeby nie powiedzieć, wręcz grafomańskie. W przypadku Na fejsie
z moim synem mam również mieszane uczucia...
Książka nie jest zła.
Napisana lekkim językiem, pełna anegdotek i opowiadań o historii słowami osoby,
która nie tylko o nich słyszała, ale prawie na pewno była ich świadkiem.
Zdecydowanie zabawna i bez większego zadęcia, pomimo, iż porusza różne, czasami
nawet najcięższe tematy z dziedziny filozofii, religii czy etyki. W zasadzie nie
miałabym tej książce nic do zarzucenia, gdyby nie współautorka i jednocześnie
narratorka powieści - Irena Wiśniewska, nieżyjąca (i pisząca z piekła) matka JL Wiśniewskiego.
Nie podszedł mi ten format kompletnie. Pisanie wiadomości na fejsbuku do własnego syna i to prosto z zaświatów. Nie wiem, czy Wiśniewski, chciał być nowoczesny i up-to-date, bo przecież fb jest teraz wszędzie, wystarczy lodówkę otworzyć..., ale mam wrażenie, że wykorzystywanie Matki autora jest dalece nie na miejscu. Z przykrością stwierdzam, że w przypadku tej książki format zaważył na ocenie treści dosyć mocno. 5/10
5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz