Tytuł: Fifty Shades of Grey
Autor: E L James
Wydawnictwo: Arrow
Data wydania: 2012
Mam mieszane uczucia co do tej książki. Nie będę udawała, że nie przeczytałam
jej jednym tchem. Bo przeczytałam, choć nie jestem z tego dumna. Okrzyknięta
mianem mummy porn jest dokładnie tym, czym można się spodziewać. Balansując na granicy mocno rozerotyzowanego romansu i sado-maso porno opisuje historię młodziutkiej studentki literatury Anastasi Steele, która poznaje młodego biznesmena Christiana Grey dosłownie nurkując na twarz przez drzwi do jego gabinetu. Onieśmielona boskim wyglądem Christiana zakochuje się w nim natychmiast i od tego momentu zaczyna się najmniej prawdopodobna historia miłosna, jaka w życiu słyszałam.
Nie bez znaczenia jest tu oczywiście fakt, że Grey jest młody, przystojny i bajecznie bogaty. Zabiera Anę na randki prywatnym helikopterem, zaprasza na kolacje do przepięknego apartamentu na szczycie wieżowca (którego oczywiście jest właścicielem), obdarowuje nowiutkim sportowym samochodem oraz ostatnimi cudami techniki w postaci super-druper telefonu i laptopa. Wszystko, po to żeby uwieść niewinną Anastasię (dziewicę) i wciągnąć ją w podniecającą relację dominacji i posłuszeństwa.
Bez
skrupułów mogę napisać, że pod względem literackim książka jest zła. Ubogi język
(a czytałam w oryginale), powtarzające się na okrągło te same frazy; wyssana z
palca fabuła i płaskie charaktery, a wszystko tylko jako miałkie tło dla opisów
scen wyuzdanego niekiedy seksu. Fajna lektura do robienia sobie dobrze w domowym
zaciszu. I nic więcej. 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz