niedziela, 4 listopada 2012

Książkowa niedziela XLIV - "Kochanie, zabiłam nasze koty" D. Masłowska


Tytuł: Kochanie, zabiłam nasze koty
Autor: D
Wydawnictwo: Oficyna Literacka Noir sur Blanc
Data wydania: 17 października 2012

Kochanie, zabiłam nasze koty to wypadkowa, jak to zwykle bywa z powieściami, przejęcia losem ludzkości i różnych osobistych udręk. W ingrediencjach znajdą więc Państwo moje zmęczenie radioaktywnymi miastami i moje zmęczenie radioaktywną sobą. I moje urzeczenie morzem jako tworem w sposób doskonały i beztroski łączącym w sobie bezkres i ściek.
Wreszcie - bezustanne zadziwienie kondycją duchową nowego człowieka. Człowieka wolnego, żyjącego poza takimi anachronicznymi, zaśmiardującymi molami kategoriami jak duchowość, religia, polityka, historia. Człowieka w związku z tym bezjęzykowego, człowieka którego mową ojczystą jest Google Translator.
Aktualnie mam więc nadzieję, że będą lubili Państwo moją nową książkę.
I że zrobi ona Państwa dzień.

Tak autorka reklamuje swoją najnowszą powieść. Powieścidełko raczej, bo objętościową niewielka to książeczka. Ale niech was to nie zwiedzie - w tym przypadku jakość rekompensuje ilość, a książka stanowi kwintesencję prześmiewczości współczesnego świata pięknych trzydziestoletnich. Kobiet w szczególności. Ważne, żeby zabierając się za czytanie tak do tego podejść. Kochanie, zabiłam nasze koty nie można traktować z poważną dosłownością, bo wtedy wyjdzie z tego bełkot o niczym. Choć w zasadzie książka jest właśnie o niczym. Opisuje urywek z życia trzech kobiet Joanne, Farah i Go, ich małe dramaty i wielkie końce świata.

Piękne trzydziestoletnie, mieszkające w juesowej metropolii, zajmują się tym wszystkim, czym zajmują się ich rówieśnice żyjące w wielkich miastach - związkami, dietami, zakupami, fitnessem oraz szeroko pojętym rozwojem intelektualno-duchowym. Wszystko to w świecie reklam, gazetek z supermarketów, papki telewizyjnej i gazetowych psychotestów. Masłowska nie omieszkała również obok fikcyjnych bohaterek, umieścić w powieści postać pisarki - siebie samej - która nie tylko jest świadkiem wydarzeń w życiu Joanne, Farah i Go, ale jak na pisarkę przystało, sama je kreuje i o nich pisze. Taka niewinna incepcja made in poland.

Książka jest ciekawa i na pewno inna niż te, które czytałam w tym roku. Jak na wstępie napisałam, nie można jej traktować poważnie, raczej jak satyrę na współczesne społeczeństwo, a raczej jego niewielki, bo żeński wycinek i to w określonym przedziale wiekowym. Może czytaniu tej książki w moim przypadku dodawało  smaczku właśnie to, że sama jestem w tejże grupie. I dużo błahych problemów, z którymi borykają się bohaterki, jest również moimi wielkimi dramatami (niekiedy mocno wyolbrzymionymi...). Polecam komuś, kto ma dużo dystansu i do prozy Masłowskiej i do samego siebie. 6/10



-------------------------------------
wywiad z Dorotą Masłowską na temat książki (Wysokie Obcasy 30.10.2012)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz