niedziela, 18 stycznia 2009

Yerkaland


Jacek Yerka (wł. Jacek Kowalski) urodził się w 1952r. w Toruniu. Podobnie jak jego rodzice skończył Wydział Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika.
Sam o sobie:
Przyszedłem na świat obciążony dziedzicznie i to podwójnie. Moje najwcześniejsze wspomnienia łączą się z zapachami farb, tuszy, papieru, gumek do mazania i pędzli.

W artystycznej współpracy rodziców, to ojciec był nosicielem dobrych pomysłów, a mama bardzo perfekcyjnym wykonawcą. Na szczęście, odziedziczyłem po rodzicach ich jasne strony, przynajmniej na polu sztuki.

Najważniejszą dla mnie osobą w dzieciństwie była mama ojca - Wanda.
Całe życie nazywałem ją babunią. Spędziłem w jej mieszkaniu i na wspólnych spacerach po lesie najpiękniejsze chwile dzieciństwa. Babunia miała złote serce i anielską cierpliwość i nigdy na mnie nie podniosła głosu.
W przeciwieństwie do niej, dziadek Jachu, jak go nazywaliśmy, był apodyktycznym cholerykiem i nie znosił sprzeciwu.

Kiedyś wypełniał chyba księgi rachunkowe, a ja, dwulatek, koniecznie chciałem mu pokazać, że już potrafię narysować auto, oczywiście na tych księgach. Krzyknął wtedy na mnie niegramatycznie - "nie rysowaj!", za co traktowałem go już z dystansem do końca życia.

Jako nadwrażliwe dziecko, miałem od początku kłopoty w kontaktach z otoczeniem i rówieśnikami. Nienawidziłem wychodzenia na podwórko. Siadałem z ołówkiem i zagłębiałem się w inną rzeczywistość. Niewiele wtedy malowałem, za to uwielbiałem rysować i rzeźbić.
Palce miałem zawsze pocięte ostrym nożykiem, z którym się nie rozstawałem. To była moja ucieczka od szarej, a czasem przerażającej rzeczywistości; rysunki, setki rysunków i małe rzeźby: łódki, głowy, postacie, fantastyczne maski.

Koszmar, jakim była dla mnie szkoła, przeżyłem po części dlatego, że nauczyciele pozwalali mi rzeźbić nawet na lekcjach; sprawdziwszy uprzednio, że mam podzielność uwagi i dokładnie wiem w każdej chwili, o czym mówią.
W liceum natomiast stałem się nietykalny, gdy najgorszym zbirom klasowym zrobiłem udane portrety długopisem.

Nie chciałem być artystą, jak rodzice. Myślałem o astronomii lub medycynie. Dopiero rok przed maturą wziąłem pierwszy raz farby olejne do ręki i zacząłem się przebijać przez tajemniczy świat kolorów.


Jeszcze przed studiami przećwiczyłem w praktyce wszystkie kierunki współczesnego malarstwa od impresjonizmu do abstrakcji. Chwilę zafascynowałem się Cezannem, namalowałem stos akwareli w stylu Paula Klee i już na pierwszym roku studiów stwierdziłem, że jedyną rzeczą, która mnie bez przerwy fascynuje, nakręca i inspiruje, jest XV-wieczne niderlandzkie malarstwo tablicowe. To był taki mój wzorzec z Sevres, do którego przez lata starałem się porównywać moje obrazy.

Oczywiście, na malarstwie gorąco mnie namawiano, żebym malował zupełnie inaczej, w rezultacie z malarstwa miałem trójkę. Wybrałem więc jako specjalizację grafikę warsztatową.
Nieodżałowany prof. Edmund Piotrowicz po pierwszej korekcie powiedział mi, że całkowicie się ze mną nie zgadza , ale o coś mi chodzi więc daje mi zupełnie wolną rękę ; i rzeczywiście, korekt już więcej nie miałem i czułem się trochę jak na bardzo pracowitym , trzyletnim plenerze - realizowałem swoje senne wizje w technice miedziorytu, z dokładnością i w stylu Durera.


Na studiach prowadziłem podwójne życie artystyczne - z jednej strony zajęcia, projekty, zaliczenia, plakaty na różne konkursy, a z drugiej codziennie wieczorem kilka godzin nad następnym obrazem pokazywanym tylko rodzinie i przyjaciołom.

Plakaty to odrębny etap w moim życiu. Przypadkowo, na drugim roku studiów, odkryto u mnie dar robienia trafionych w sedno plakatów, co w połączeniu z perfekcyjną techniką owocowało licznymi sukcesami na krajowych i międzynarodowych konkursach.
Za pierwszy zrobiony w życiu plakat (l nagroda w konkursie z okazji 50-lecia Polskiego Związku Łowieckiego w 1972r.), kupiłem sobie największe jakie można było w 1972 roku, albumy Durera i Boscha.
Za jeden z ostatnich (l nagroda na międzynarodowym konkursie w Mediolanie promującym rozwój publicznego transportu w 1980r.) mieszkanie i dobry samochód.
Z zamawianych plakatów i nagród w różnych konkursach, utrzymywałem się do 1980 roku, jednocześnie w wolnych chwilach malując swoje sny i wspomnienia z dzieciństwa.


Spotkanie Grażyny Hase i jej galerii wciągnęło mnie bez reszty w malarstwo. I tak też trwa do dzisiejszego dnia, niezależnie od życiowych kryzysów, zmian i zawirowań.
Po galerii Grażyny Hase związałem się z galerią sióstr Wahl.
Od 1991 roku moim agentem została Elżbieta Lavastre z Francji, a od 1994 związałem się z Morpheus Gallery w Beverly Hills i Jamesem Cowanem, wydawcą moich albumów.
W latach 1998-2002 wystawiałem w Galerii SD w Panoramie, a obecnie współpracuję z Domem Aukcyjnym Agra-art i Konradem Szukalskim jako jedynym agentem i przedstawicielem.

W 1996 roku za namową Andrzeja Ważnego zacząłem robić również pastele.

Wyłomem w monotonii pracy nad kolejnymi obrazami okazała się propozycja z Hollywood.
Producent Renę Daalder zakupił prawa do 50 piosenek Beatlesów l po odkryciu albumów z moimi obrazami uznał, że trzeba to połączyć w filmie science-fiction "Strawberry Fields". Brałem udział w początkowej fazie produkcji filmu projektując postacie, organiczne maszyny-potwory i nierealne pejzaże . Odpryskiem tej pracy są obrazy i pastele: Poprzez wszechświat, Plaża techno, Stworzenie życia, Przerwany piknik.


Największym moim źródłem inspiracji zawsze były, są i będą przeżycia ze wczesnego dzieciństwa - tamte miejsca, nastroje, nawet zapachy i technika z lat 50-tych: Pomiędzy niebem i piekłem, Atak o poranku, Lato w mieście, Kolej na poziomki, Łazienka oceaniczna, Raj w podwórzu, Halloween - to tylko przykłady.

Osobna grupa obrazów jest inspirowana snami - New Age Manhattan, Metropolis, Przeprowadzka, Sonet, Drzewko poziomkowe , Zawrót głowy, Król borowik, Katedra ,Dom nad wodospadem, Sen nocy letniej, Nauka pływania, Stworzenie wody, Ślepa uliczka.

Pobyt na wsi w różnych częściach Polski zaowocował całą grupą "rustykalnych" obrazów - Pogoda pod bzem, Amok żniwny, Przesyłka expresowa, Pod pejzażem , Zazdrość, Kosmiczna stodoła, Przygoda na wakacjach, Ursus Zwyciezca, Polny kredens, Pełna miska, itp
.


Tekst pochodzi ze strony Yerkaland

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz